„JEDNAK CIĘŻKO SAMEMU W ŚWIECIE, SMUTNO, PUSTO”
Piętnaście lat temu w studiu radiowym, podczas wieczornej audycji, Dariusz Rosiak zadał mi proste, acz nieoczywiste pytanie: „Panie Łukaszu, kto to jest Kazimierz Nowak?”. Działo się to krótko po publikacji książki Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd [1] oraz tuż po wydaniu przeznaczonej dla dzieci Afryki Kazika mojego autorstwa. Miałem wówczas w głowie wiele najrozmaitszych odpowiedzi na tego rodzaju pytanie. Wybrałem najprostszą i najprawdziwszą. Pochyliłem się nad mikrofonem i odparłem: „Kazimierz Nowak… dla mnie… jest pewnego rodzaju przyjacielem.”
Choć nigdy się nie spotkaliśmy, Kazimierz Nowak był obecny w moim życiu odkąd pamiętam. Stało się tak za sprawą wspominkowych gawęd Dziadka, który za młodu, w latach 30. XX wieku, pasjonował się wyczynami podróżnika. Odkrycie Kazimierza Nowaka „na nowo” w XXI wieku stało się początkiem prawdziwie wielkiej przygody. Nie tylko dla mnie. Zapomniana przez dziesięciolecia postać zagościła na festiwalach podróżniczych, wystawach fotografii, zapisała się w szeregu najwybitniejszych reportażystów, stała się idolem rowerzystów i guru obieżyświatów, a także bohaterem opowiadań dla dzieci.
Mam poczucie, że długa i wyboista droga, którą przeszliśmy przez wszystkie te lata, wędrując tropem Kazimierza Nowaka, kończy się, że zbliżamy się do mety. Oto leży przede mną czwarty, ostatni tom „listów do Maryś” z uroczym dodatkiem w postaci „listów do Romulka”.
Gdy przed laty, w gronie redakcyjnym, zastanawialiśmy się nad publikacją tej prywatnej korespondencji, wydawało mi się, że powinniśmy dokonać wyboru, ująć w książce jedynie najbardziej interesujące fragmenty listów. Dominik przekonał mnie wówczas, że lepiej będzie nie ingerować w dokument i opublikować całość. I tak się stało. Zbiór ten, dzięki temu, że opowiada CAŁĄ historię, dzień po dniu, nabrał mocy historycznej. Poznajemy daty, miejsca, logistyczne szczegóły wyprawy, ale też refleksje autora dotyczące kolonializmu, globalizacji, przeludnienia Europy i przyszłości Afryki. Jednocześnie odkrywamy Kazimierza Nowaka raz jeszcze. Tym razem jako kochającego, troskliwego i czułego męża oraz ojca.
Jednak ciężko samemu w świecie, smutno, pusto, pisał w Rzymie 13 listopada 1931 roku, na samym początku wyprawy. A potem, wydaje się, było już tylko ciężej i gorzej. Każdy następny, szczery do bólu list stanowi dowód miłości, tęsknoty, łączącej Kazimierza i Maryś więzi. Oni, wbrew wszelkim przeciwnościom, mimo przeciągającej się latami rozłąki… przez cały ten czas byli razem.
Ot, choćby takie przeprosiny za rude plamy na papierze listowym, ślady krwi, która pociekła z nosa podczas pisania, albo opis znalezionej w plecaku kanapki: Marysiek, pamiętasz tę ostatnią przed odjazdem z Boruszyna daną mi kromkę chleba? (…) Spleśniał, zesechł, skruszył się w papierze. I dziś się przydał, to mój obiad! Trochę oliwy z czosnkiem przysmażyłem, chleb wsypałem – ach! Jak smakował! Mimo że zielony był całkiem.
Wyobraźmy sobie zatem, że namiot rozbity, że niebo rozgwieżdżone, że podróżnik siada na ziemi, by przy blasku ogniska napisać kolejny list. Spójrzmy mu przez ramię i poczytajmy. Może gdzieś między wierszami dojrzymy te rude plamy, może poczujemy smak zielonego chleba, może zazgrzyta piach pustynny między zębami.
Bywa, że najbardziej wyjątkowa historia, jeśli jej nie utrwalimy, jeśli nie poświęcimy jej dostatecznej uwagi, ulegnie zapomnieniu, zaginie i przepadnie na zawsze.
W tym przypadku opowieść szczęśliwie przetrwała. Uratowaliśmy ją. Dziękuję z serca mojemu Dziadkowi, rodzinie Szmajdów, Maciejowi Pastwie, Ryszardowi Kapuścińskiemu, rodzinie Kazimierza Nowaka oraz całej rzeszy ludzi, którzy w taki czy inny sposób pomogli przywrócić pamięć o podróżniku i jego wyczynie. Dziękuję Darkowi Rosiakowi za zaproszenie do radia.
Opowieść przetrwała i jest teraz w Waszych rękach. Niech Was zachwyca. Niech zastanawia. Niech inspiruje.
Łukasz Wierzbicki
Borówiec, 7 kwietnia 2023 roku
[1] Kompletne wydanie z roku 2007.