W tym roku Szkoła Podstawowa nr 6 w Poznaniu świętuje swoje czterdziestolecie. Z tej okazji szkolny zespół redakcyjny przygotował okolicznościową gazetkę i poprosił o napisanie paru słów o tym, jak to było. Tych czterdzieści lat temu. „O ile oczywiście cokolwiek pamiętam”. Okazało się, że coś tam pamiętam…
WSZYSTKO DOSKONALE PAMIĘTAM
To był czas Małych Fiatów, kolejek przed mięsnym i trwałej ondulacji. Na chodnikach graliśmy w kapsle, dziewczyny skakały przez gumę, a w czarnobiałym telewizorze królował Reksio i „Piątek z Pankracym”.
1 września 1981 roku.
To był mój pierwszy dzień w szkole.
40 lat i dwa miesiące minęły, a ja wszystko doskonale pamiętam.
Pamiętam… bo się spóźniłem.
Budynek, nowy, nowiuteńki, tak naprawdę jeszcze niedokończony, wyrastał wprost z placu budowy. Wokół kurz i beton, a ja trzymałem Babcię za rękę i biegałem za nią w poszukiwaniu wejścia, błąkałem się po labiryncie korytarzy i klatek schodowych w poszukiwaniu właściwej klasy. W końcu odnaleźliśmy gabinet dyrektora. Mgr Roman Cegła przygładził kruczoczarny wąs, poprawił okulary i z dumą wskazał dziurkowaną tablicę z barwnymi kółkami, krzyżykami i trójkątami – plan zajęć całej szkoły. Wyjaśnił, że Łukasz Wierzbicki jest w klasie 1F, otrzymał numer 33 w dzienniku i ma lekcje z panią Iwoną.
I w tym miejscu pamięć zaczyna się rwać. Pamiętam panią Iwonę oczywiście, jej przejęcie (dla niej to był „pierwszy dzień w pracy”) i troskę o nas. Ale jak wyglądały lekcje? Czego się nauczyłem?
Ważniejsze dla mnie (wstyd mówić) było to, co działo się pomiędzy lekcjami, przed nimi i po nich. Przez kolejnych osiem lat na rodzicielskie pytanie „jak było w szkole?” konsekwentnie odpowiadałem „dobrze”. Czułem, że taka odpowiedź gwarantuje święty spokój mnie, a także – przynajmniej na krótką metę – Rodzicom.
Gdyby zapytali, o czym gadałem z kumplami w drodze do szkoły, co wyczynialiśmy na przerwach albo dokąd poszliśmy po lekcjach, miałbym pewnie dużo więcej do opowiedzenia.
Rankiem zbieraliśmy się wokół ulubionej ławeczki na Osiedlu Czecha, gdzie mieszkaliśmy, (szkoły na Czecha wówczas jeszcze nie było) i wędrowaliśmy nieśpiesznie na Rusa. Bywało, że przez ulicę rozdzielającą osiedla przechodziliśmy gęsiego po to tylko, by wystawić na próbę cierpliwość i nerwy kierowców. Podobnych pomysłów mieliśmy wiele, ale nie będę ich tu opisywał, by nie inspirować młodszych Czytelników do wyczyniania podobnych głupstw.
A gdy po lekcjach wychodziliśmy na boisko, wiatr przywiewał upojne aromaty znad pobliskiego browaru, zza maltańskich lasów dochodziły porykiwania zwierząt, mieszkańców ogrodu zoologicznego, zamiast wracać najkrótszą drogą do domu, ruszaliśmy przed siebie… ciesząc się każdą wspólną chwilą. Bywało, że powrót na Czecha – kilometr, nie więcej – zajmował nam godzinę lub półtorej. Bywało, że kolega, który mieszkał najbliżej szkoły wracał do domu jako ostatni, bo musiał odprowadzić wszystkich pozostałych. Takich niezapomnianych chwil, spędzonych z przyjaciółmi, pełnych radości, uśmiechu i zachwytu nad światem, wszystkim absolwentom Szóstki z całego serca życzę jak najwięcej.
Serdeczności!
Szkoła Podstawowa im. Aleksandra Doby w Iwięcinie Nowy rok szkolny, nowy sezon, nowe książki, nowe…
Historia jest najlepszym przewodnikiem, jaki mamy, by odnaleźć drogę w tej szalonej gonitwie bieżących wydarzeń.…
A tak naprawdę to kilka dni. A tak naprawdę naprawdę to miś Wojtek jest tu…
Łukasz i Robert Odwiedziłem Roberta Krawczyka. To właśnie Robert jest autorem portretu Olka Doby, który…
Fot. Robert Krawczyk W marcu 2018 roku na Starym Rynku w Poznaniu powiedział mi, że…
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.
Więcej informacji
Zobacz komentarze
Cudowne wspomnienia! Traf chciał, że chodziłam do SP16 na os. Tysiąclecia. Moimi dyrektorami byli w kolejności: Patyk, Cegła i Guzik! :)