Menu

Gabriela Sachajska, lat 8, Warszawa

Prostokątów przybywało. Dzieciaki wierciły się niecierpliwie.
– A czy ja… nie zarażę się wtedy tym wirusem?

– Oj, nie. Nie zarazi się pan tym wirusem – odpowiedziała pani nauczycielka.

Kiedy usiadłem do komputera, zobaczyłem okienka z dziećmi. Tylko Bartek, Tomek, Lena i Hania mieli włączone kamery. Pozostałe okienka były całe czarne.

Bartek powiedział mi, że wirus uwięził wszystkie dzieci w pamięci komputera.

– Oooo. Niedobrze. Bardzo niedobrze! – pomyślałem na głos.

Bartek powiedział mi coś gestami. A dokładnie to, żebym spróbował pozbyć się nauczycielki, bo możliwe, że jest agentką wirusa. Akurat pani nauczycielka zaproponowała mi kawę lub herbatę.

– Chciałby pan może herbatę lub kawę? Ale z kawą to może być kłopot, bo nam się skończyła…

– Proszę kawę.

Kiedy pani szła w stronę wyjścia ze szkoły, słychać było miotane przez nią złowieszcze słowa:

– Nie trzeba było tej kawy proponować. Teraz muszę jeszcze do sklepu iść, a w tę całą pandemię to nie taka prosta sprawa.

Bartek był już pewien na sto procent, że pani nauczycielka jest agentką wirusa. Chłopiec napisał mi w notatniku, że stare programy, takie jak komunikator ICQ, nie są kontrolowane przez wirusa. I wysłał link do spotkania na ICQ. Na komunikatorze Tomek wpadł na pomysł przechytrzenia wirusa. Lena powiedziała, żeby każde z dzieci zrobiło swoja kukiełkę, a my w tym czasie pójdziemy pobiegać na boisku. Potem wszystkie dzieci robiły kukiełki. Następnie postawiły je przed komputerami.

– Wirus się na pewno nabierze! – krzyknęła Hania.

Kiedy wirus przyszedł do klasy, bardzo się ucieszył tym, że dzieci są cichutko i w ogóle się nie ruszają.

Potem wszystkie dzieci wybiegły grać w piłkę.

– Następnym razem go pokonamy! – krzyknęły.