„Dopóki masz kogoś bliskiego u boku, będziesz szczęśliwy…”
Latem 2010 roku pan Hubert Twardowski zaprosił mnie do swojego domu w Gdańsku i otworzył przede mną kufer swojej ciotki, Haliny Korolec-Bujakowskiej. Tak poznałem bohaterów tej romantycznej opowieści, Halinę i Stacha. Zaprzyjaźniłem się z nimi od pierwszego spotkania. Zacząłem porządkować ich wspomnienia z podróży do Chin. Po roku pracy książka Mój chłopiec, motor i ja była gotowa. Ale to była książka dla dorosłych. Wiedziałem, że teraz musi powstać druga, dla dzieci. Ta książka to Machiną przez Chiny.
Spisałem raz jeszcze przygody pary podróżników. Niektóre z nich ubarwiłem, opowiedziałem po swojemu, czasem coś zmyśliłem. Może przypominały mi się własne podróże po Indiach, Chinach, Laosie…?
Śniłem, że jestem motylem. Zbudziłem się. I nie wiedziałem, czy jestem sobą, czy motylem, który śni, że jest mną… powiedział Zhuangzi, chiński poeta. Jego słowa towarzyszyły mi podczas pracy nad tą książką. Myślę, że wyprawa motocyklowa była dla Haliny niczym sen. O szerokim świecie, wolności i szczęściu bycia razem. Ze swoim chłopcem, z niedźwiedziem. Snem, który przydarzył się naprawdę.
Być może kiedyś pozazdrościcie Halinie i Stachowi podróży przez ciepłe azjatyckie krainy, ruszycie przed siebie, ku krańcom świata, na spotkanie swojego snu o przygodzie. Wierzcie mi, jeśli tak się stanie, powtórzę raz jeszcze, na pewno spotka Was coś ciekawego.
Łukasz Wierzbicki
„Przeczytałam tysiąc książek podróżniczych. Wszystkie pełne kolorowych obrazków. Dowiedziałam się z nich wiele o dalekich krajach, ale dopiero, gdy sama ruszyłam w podróż zrozumiałam, jak ogromny jest świat, jak mokra jest woda, trawa zielona, a niedźwiedź mruczący i puchaty… Posłuchaj uważnie… bo zdradzę ci teraz wielki sekret. Słuchasz?”
Rysowała, malowała, wycinała… Marianna Oklejak.
◊ ◊ ◊
KOLOROWANKI
Jeśli klikniecie na obrazki, wyświetlą Wam się ilustracje z książki
przygotowane do druku i samodzielnego kolorowania.
◊ ◊ ◊
SPOTKANIA AUTORSKIE
Więcej na stronie Pogotowia kazikowego.
◊ ◊ ◊
FRAGMENTY RECENZJI
Książkę czyta się naprawdę jednym tchem. Po pierwsze dlatego, że przygody są wciągające same w sobie, ale po wtóre, ponieważ Łukasz Wierzbicki pisać interesująco umie i nie pierwszy raz nas już o tym przekonał. (Qlturka.pl)
.
„Machiną przez Chiny” to z pewnością książka nietuzinkowa. Opowiada o niezwykłych wyczynach i to w nieszablonowy sposób. Prawdziwe wydarzenia mieszają się tutaj z kreacją literacką autora. (Ryms.pl)
.
Łukasz Wierzbicki i ilustratorka Marianna Oklejak, przywołali ten wspaniały duet na nowo do życia i uczynili to z wielką gracją i ogromną porcją ciepła. Pokryta pyłem maszyna z Haliną i Stanisławem na pokładzie, wyjeżdża wprost ze stron tej książki, z głośnym burczeniem silnika i śmiechem wspaniałych podróżników. Tym razem, dojedzie z pewnością nie tylko do Szanghaju, ale także do serca każdego czytelnika. (czytusieczyta.pl)
.
Wartko przemierzamy Azję na machinie, czyli motocyklu angielskiej produkcji. Stajemy oko w oko z tygrysem, pchamy motocykl przez błotniste kałuże, spotykamy siostrę Assuntę, małego Iqbala, mądrego On Sam-Je. I powoli dajemy się przekonać, że nawet z największych tarapatów zawsze jest jakieś wyjście i że świat jest bezsprzecznie cudowny. Książka Wierzbickiego składa się jednak z dwóch części. Ta druga stanowi przeciwwagę dla pierwszej, wnosi nieco realiów życia, sprowadza czytelnika na ziemię. Zachwycony niezwykłością przygód młodego małżeństwa mógłby bowiem popaść w przekonanie, że życie upływa ludziom bez trosk. (Czytanki-przytulanki)
.
Kolejny raz, gdy sięgam po książkę Łukasza Wierzbickiego, moje myśli kręcą się jak w kołowrocie. Jedna napędza drugą. Machiną przez Chiny aż skrzy się emocjami… (Słowem lukrowane)
.
Ogromnym atutem książki jest szata graficzna. Z rozmachem zaprojektowała ją i zilustrowała młoda artystka Marianna Oklejak. Bazując na oryginalnych czarno-białych fotografiach z wyprawy, stworzyła niesamowitą oprawę dla tekstu – połączenie kolaży, wycinanek i rysunków w ciepłych barwach. Fotografie Haliny i Stanisława dowodzą autentyczności całej historii, a ich barwne rozwinięcie przyciąga wzrok, rozśmiesza i pobudza wyobraźnię. Graficzny majstersztyk! (Wilnoteka)
.
Od książki trudno się oderwać. (Dziecko)
.
W niezwykle kolorowej, ilustrowanej oryginalnymi zdjęciami podróżników i zdjęciami archiwalnymi oraz kolażami i obrazkami autorstwa Marianny Oklejak książce “Machiną przez Chiny” rzeczywistość miesza się delikatnie z fikcją. Co nie znaczy, że opowieść została wygładzona i pozbawiona nutki szaleństwa, niebezpieczeństwa i realizmu. Jest zresztą tak szalona, że niejeden pisarz wahałaby się, gdyby ją wymyślił, jak zostanie przejęta. (Metro)
.
◊ ◊ ◊
SZKICOWNIK
(jeśli nie znacie treści książki, nie czytajcie, bo zdradzam poniżej wiele tajemnic)
Start, Międzylądowanie i Lądowanie
Zacznijmy od końca. Wojna rozdzieliła Halinę i Stacha na dziewięć lat. Wątek wojenny, przeprowadzka do Gdańska, spotkanie z lotnikiem na nabrzeżu oraz lot do Kalkuty – to wszystko wydarzyło się naprawdę. Tak pamiętał te wydarzenia pan Hubert Twardowski, siostrzeniec Haliny, tak opisywała je w swoich wspomnieniach matka Haliny.
Machina i Pakowanie
Halina i Stach wzięli ślub najpewniej 27 marca 1934 roku w Ławryszkach. Tak wynika ze zdjęć z albumu rodzinnego. Kolejnych pięć miesięcy minęło im na przygotowaniach do wyprawy. Wyruszyli w podróż w sierpniu tego roku.
Pod złotym Ogutem
Na granicy czesko-austriackiej Halina i Stach zatrzymali się w karczmie. Motyw kawy i autografów na serwetkach jest autentyczny. Motyw zagubionej litery K podpowiedziała mi własna fantazja.
Historia pewnego słoja
Opowiadanie oparłem na wspomnieniach Haliny o policjantach tureckich, którzy zatrzymywali podróżników na każdym posterunku i drobiazgowo przeszukiwali bagaż. Myślę, że niejeden zajrzał przy okazji nie tylko do walizy, ale i do słoja z marmoladą.
Ślubny garnitur
Wymyśliłem tę przygodę. Zainspirowały mnie serdeczne spotkania podróżników z mieszkańcami Bałkanów i Turcji, a także fakt, że Halina i Stach odesłali w Wiedniu swoje eleganckie stroje do domu. Zorientowali się po prostu, że nie przydadzą im się na szlaku.
Dwa jabłka
Motyw nocowania w mrozie, pośród śniegu na przełęczy Firuz Kuh jest prawdziwy. Jabłka dodałem od siebie. Pracowałem kiedyś na budowie. Po całym dniu harówki, głodny i wycieńczony zajrzałem do baraku. Znalazłem w kieszeni płaszcza stare pomarszczone jabłko. Nigdy nie zapomnę jego smaku i sił, których mi dodało.
Ani troszkę i Taksówka wodna
Cała przygoda na pustyni Beludżystanu wydarzyła się mniej więcej tak, jak ją opisałem. Od siebie dodałem paskudnego sępa.
Tygrysy na drodze
Oczywiście tak, spotkali rodzinę tygrysów na drodze. Oczywiście nie, Halina nie pogłaskała tygrysicy po pysku, ani nie dała jaj buziaka. W rzeczywistości podróżnicy przeganiali drapieżniki z drogi światłem reflektora i warkotem silnika.
Hotel
Iqbal jest postacią wymyśloną. Halina i Stanisław przez jakiś czas nocowali w Bombaju w hotelu. Z czasem skończyły im się pieniądze. Przenieśli się wtedy ze swym namiotem do kokosowego gaju w Juhu, nadmorskiej dzielnicy miasta.
Motyl
Spotkanie z Hindusem nad rzeką Ganges… tak to sobie wyobraziłem. Od tej chwili nasza bohaterka stara się zrozumieć Azję… powoli staje się jej częścią… dlatego tu po raz pierwszy pojawia się motyl. Mój pomysł.
Wystarczy chcieć
To opowiadanie zainspirowały wspomnienia Haliny z Kalkuty, opisy ciekawskich dziennikarzy, którzy przesiadywali w ich pokoju, wypytywali o wszystko. Motyw recepcjonisty-dziennikarza wymyśliłem.
U ministra transportu
Halina i Stach zasięgali opinii lotników, dziennikarzy, urzędników, by dowiedzieć się, jak wygląda szlak prowadzący na północ, w stronę Chin. Wizytę u ministra dodałem od siebie.
Awaria, Głodni, ale szczęśliwi, Polowanie, Ludzie z dżungli, Straszki-igraszki, Złe duchy, Gwiazdy, Czas ruszać
Tak mniej więcej było. Halina poświęciła wiele miejsca w swych pamiętnikach spotkaniom z Iko, ludźmi z dżungli. Słowa piosenki, która pojawia się w tym rozdziale to tekst piosenki skomponowanej przez mojego dwuletniego synka Jonasza. Zdanie „takich gwiazd, jak te nad Wzgórzem Mgieł nie ma nigdzie indziej na całym świecie” zapożyczyłem z pamiętników Haliny Korolec-Bujakowskiej. Wydało mi się idealne.
Most
Podobna przygoda wydarzyła im się naprawdę. Dodatkową inspiracji dostarczyli mi poznańscy radni… ale to już zupełnie inna bajka. Czasem trzeba coś zrobić. Po prostu.
Kleks
W tym rozdziale na str. 108 wykorzystałem słowa zanotowane w moim własnym pamiętniku podczas pierwszej podróży do Zimbabwe w Afryce (czyli w zupełnie inną część świata) latem 1999 roku.
Pożegnanie
Tajuszka rzeczywiście wybrała życie w dżungli.
Szanghaj to nie miejsce dla niedźwiedzi.
Halina baaardzo za nią tęskniła. Płakała dniami i nocami.
Nie troskaj się, miły panie
Na tym etapie podróży transportowali motocykl wozami zaprzężonymi w woły,
ale całą historyjkę z wieśniakiem i słoniem wymyśliłem.
Królowa Mekongu
Epizod oparty na prawdziwych wydarzeniach opisanych przez Halinę Korolec-Bujakowską w jej pamiętnikach.
Wróciłem do wątku motyla, który pojawił się już wcześniej nad Gangesem.
Drugi akapit na str. 120 zainspirowały słowa chińskiego poety o imieniu Zhuangzi.
Chińskie przedstawienie
Wspomnienie z mojej podróży po Chinach i wpatrzonych we mnie oczu…
Bywało, że mieszkańcy Państwa Środka wpatrywali się we mnie godzinami.
Co zrobić w takiej sytuacji, gdy chce się mieć kilka chwil spokoju?
Porcelanowy pałac
To według mnie najważniejszy rozdział książki.
Zamyka się w nim całe przesłanie tej historii.
Porcelanowy pałac istniał naprawdę, gdzieś w Birmie. Przeniosłem go w akcji powieści do Chin.
Chiński mędrzec istniał naprawdę. Miał na imię Cartec. Zmieniłem mu imię na On Sam-Je.
Czy wiecie dlaczego? :)
Warsztat
Podobna przygoda spotkała Halinę i Stacha gdzieś w Indiach. Mechanik naprawił im motocykl, skasował należność, a gdy dowiedział się, z jak daleka przyjechali, zrobiło mu się głupio i chciał oddać pieniądze.
Żółwik z pałacu chińskiego cesarza
Podczas pobytu w Wietnamie Halina próbowała opiekować się małym żółwiem.
Historyjkę z zaradnym chłopcem i spełnianiem marzeń wymyśliłem.
Kochanie! Szanghaj!
Tak, tak było.
„Machiną przez Chiny to czwarta i zarazem ostatnia książka z mojego cyklu przygodowo-historyczno-podróżniczych powieści dla dzieci.” Panie Łukaszu mam nadzieję, że tak głupio się Panu tylko napisało i nie była to ostatnia tego typu książka dla dzieci. Przynajmniej dla moich dzieci są to książki rewelacyjne, a Dziadka i niedźwiadka musiałem przeczytać trzy razy w całości w ciągu dwóch dni! Na razie przeczytałem mu ją tylko siedem razy, ale tylko dlatego, że była wypożyczona i trzeba było ją oddać. Teraz dostanie ją na własność na urodziny i pewnie będę ją musiał czytać przynajmniej raz na tydzień :D
Tak napisałem, bo byłem wówczas w trakcie pracy nad książką Drzewo opowiadającą o mitach słowiańskich. Ta książka miała przełamać cykl książek podróżniczych, dlatego Machina była przez pewien czas ostatnią :) Oczywiście temat podróży zawsze mi towarzyszy i towarzyszyć będzie, już za miesiąc wielka księga Wokół świata na wariata. Będzie się działo! :)
Panie Łukaszu! Cieszę się, że trafiłam na Pana twórczość i że moje córki jeszcze pozwalają sobie czytać na dobranoc bo z prawdziwą przyjemnością czytam im kolejną książkę Pana autorstwa. Mam nadzieję, że będą powstawać kolejne! Pana książki czyta się jednym tchem, odkładając tylko dlatego, że trzeba już iść spać :) zapraszamy na spotkanie autorskie do Gliwic! Ma Pan tu małe i duże fanki ;)