Prostokątów przybywało. Dzieciaki wierciły się niecierpliwie.
– A czy ja… nie zarażę się wtedy tym wirusem?
Starsza pani spojrzała na mnie i wzruszyła ramionami.
– Dobrze, że w tak trudnych czasach nie opuszcza pana poczucie humoru – powiedziała. – Teraz to każdy jakby sam. Ludzie idą koło siebie, lecz nikogo nie widzą.
– To tak jak w tym komputerze, jest dużo dzieci w jednym miejscu, a tak naprawdę każdy jest sam.
Migocą prostokąty jak kolorowe szkiełka. W pewnym momencie ktoś chciał coś powiedzieć.
– Słucham – odpowiedziałem.
– Ja napisałem wiersz o tym wirusie – powiedział chłopiec z któregoś okienka.
– O ! Naprawdę? Chętnie posłucham.
WIRUS
Nie widać, nie słychać, a jest wciąż wśród nas.
Cichutko się skrada, by zabrać nam czas.
On sprawia, że każdy ma w sobie lęk, strach.
Nie chcemy by przyszedł pod każdy nasz dach.
Lecz są tacy ludzie, co pomoc nieść chcą.
Są zawsze gotowi, choć serca im drżą.
Więc wszyscy niech razem i każdy z osobna,
swe siły nabierze, by zniszczyć wnet wroga.
Bo chcemy do szkoły, usłyszeć dźwięk dzwonka,
zobaczyć przyjaciół, posłuchać skowronka.
Nie chcemy Cię tutaj okropny wirusie, uciekaj na zawsze –
KORONAWIRUSIE!
– Niesamowite. Pięknie to napisałeś.
– Dziękuję.
Po chwili jedno okienko po drugim zaczęło znikać z ekranu i została tylko biała karta.
– Jutro znowu powrócą, zrobi się gwar, i tak codziennie – oznajmiła starsza pani.
Pożegnałem się i wyszedłem ze szkoły. Spojrzałem na drzewa rosnące tuż obok. Wiatr kołysał je w różne strony, a liście spadały jak motyle to tu….., to tam….. Pomyślałem: to tak jak życie tych dzieci, nikt nie wie do końca, co dalej będzie… Czy nadal zostaną małymi okienkami? Czy znów będą razem?
Tak naprawdę razem.
A tymczasem – na placu zabaw nikogo.
Wiatr nawiewa uschłe liście do piaskownicy……