Menu
Archiwum

Wrażenia Stacha z Szanghaju (6 stycznia 1938 roku)

Drodzy Czytelnicy, ci z Was, którzy poznali losy Haliny i Stacha Bujakowskich, czy to czytając książkę Mój chłopiec. motor i ja, czy powieść dla dzieci Machiną przez Chiny, pamiętają być może, że bohaterowie rozstają się pewnego dnia.
Halina wraca do Druskiennik. By urodzić syna.
Stach zostaje w Szanghaju. By stać się świadkiem straszliwej wojny…

Jak było naprawdę?

Zapraszam do lektury relacji Stanisława Bujakowskiego z Chin opublikowanej przez dziennik Polska Zbrojna w styczniu 1938 roku.

WRAŻENIA Z SZANGHAJU

Polska Zbrojna czwartek 6 stycznia 1938 roku

13 sierpnia 1937

Idą dzień i noc, bez przerwy. Osłupiały, obojętny na wszystko tłum bezdomnej nędzy zalewa ulice. Już od kilku dni trwa ewakuacja Chapei, chińskiej dzielnicy Szanghaju.

Już od kilku lat mieszkańcy tej dzielnicy za każdym alarmem w obłędnym strachu ładowali co kto miał na plecy, na riksze i uciekali gdzie oczy poniosą.

Pamiętam, jak o mglistym świcie zimowym w Kantonie szczury opuszczały starą dżonkę. Szły szarą, ruchomą masą na ląd. Nic, że wąską kładką przewalały się ciężkie skrzynie, pokrzykiwali kulisi, szczury szły. Tak też idą ludzie. Nie sposób ich zliczyć. W przybliżeniu kilka tysięcy Chińczyków wsiąkło w ruiny, zaułki. Szły samochody ciężarowe, riksze, ręczne wózki wyładowane dobrem wszelakim. Szli przed siebie, aby tylko być jak najdalej od zatęchłej nory, która przez wiele pokoleń była ich domem, od sklepiku, gdzie pracowicie ciułali grosz do grosza swój marny zarobek.

Na Bund, na bulwarach jezdnie zamieniły się w jeden wielki dom noclegowy. Wzmocnione posterunki policji krążą dzień i noc, bo już się zaczęły rabunki. Za parę dni zmoże ludzi głód i przyjdzie zaraza – największa groza wojny.

W noc z 13 na 14 odgłosy walki wzmogły się znacznie. To artyleria chińska ostrzeliwała pozycje japońskie na Point Island. Chińczycy coraz celniej strzelają z dział, trzeszczą karabiny maszynowe, zacieśnia się  krąg. Oddziały chińskie prą naprzód. Krok za krokiem spychają Japończyków do rzeki.

14 sierpnia

Tego ranka chodniki, jezdnie, ulice, bulwary, trawniki skwerów były już miejscem zamieszkania tysięcy rodzin. Nawet pieszo trudno się przecisnąć przez zwarty tłum. O godzinie 10:15, gdy wychodziłem z Chartered Bank, nastąpił pierwszy wybuch pocisku. W tej właśnie chwili okręt japoński Izumo, stojący sto metrów od Bund, zaczął strzelać z dział przeciwlotniczych. Spojrzałem w niebo. Zza chmur wyłaniały się co chwila japońskie samoloty i rzucały bomby na Broadway Road.

Po pierwszych wybuchach wśród Chińczyków obozujących na ulicach rozpętał się popłoch. Rzucili się do ucieczki we wszystkie strony, nie wiedząc, co się dzieje i gdzie należy się schronić. Tego dnia po raz pierwszy Szanghaj przybrał wygląd miasta oblężonego. Silne patrole wojskowe i samochody pancerne na ulicach. U zamkniętych bram chińskiego miasta zasieki z drutów kolczastych. Ochotnicy korpusu obrony Szanghaju zajęli pozycje.

Tego dnia Chińczycy po raz pierwszy podjęli walkę powietrzną przeciw krążownikowi Izumo i pozycjom japońskim. Mimo całodziennego rzucania bomb na pozycje chińskie i ostrzeliwania samolotów przez japońską artylerię przeciwlotniczą, z chińskiej strony strat poważnych w łodziach nie było, aż do godziny 16:27, gdy nastąpiła największa tragedia europejskiego Szanghaju. Dzień ten niewątpliwie przejdzie do historii jako „krwawa sobota”.

Ponad miastem przelatywała eskadra chińskich bombowców. Szrapnel japoński ugodził w jeden z samolotów. Uszkodzone zostały dźwignie od wyrzutni bomb i dwie torpedy powietrzne odczepiły się od samolotu. Jedna z nich spadła na dach Palace Hotel, duga na dach Cathay Hotel[1]. Oba te hotele stoją naprzeciw siebie na rogu Nanking Road i Bund. Kilkunastopiętrowe drapacze chmur, wsparte na najpiękniejszych pasażach luksusowych sklepów, tworzą ośrodek życia bogatego Szanghaju. Skutek wybuchu bomb był straszny. Pierwsza przyśrubowała trzy piętra Palace Hotel, wybuchając w środku. Druga przebiła dach Cathay Hotel, skąd spadła na ulicę przed głównym wejściem. Wybuchy nastąpiły równocześnie.

Ulica, zatłoczona pieszymi i pojazdami, zamieniła się w piekło. Samochody stanęły w płomieniach. Jezdnię zasłały setki zabitych i ciężko rannych[2]. W promieniu kilkuset metrów porozrzucane siłą wybuchu nogi, ręce, głowy, bezkształtne kawały mięsa, wyprute wnetrzności, poszarpane, zwęglone trupy – i wszędzie lepka cuchnąca krew. Prócz rannych, wiele osób doznało wstrząsów nerwowych. Jakiś Europejczyk z ręką urwaną po ramię, bluzgając krwią, stał wśród trupów i śmiał się. Obok czołgał się kadłub kulisa Chinczyka. Nie wiedząc, że ma obie nogi urwane po kolana, śpieszył na miejsce wybuchu…

Gdy minęły cztery dni i ulice już dawno sprzątnięto przez kolumny sanitarne, wymyto, wyszorowano szczotkami, smród krwi był tak silny, że przechodnie nie byli w stanie przejść pod smutnymi ruinami dawnych hoteli. Cały odcinek zamknięto dla ruchu.

Drugi wypadek, jeszcze straszniejszy w skutkach, zaszedł w okolicach pola wyścigowego w samym centrum miasta. Na rogu Avenue Edwarda VII i Yu-Ya-Ching Road, na granicy koncesji francuskiej i międzynarodowego settlementu wybuchły dwie bomby. Jeden z chińskich bombowców został uszkodzony przez ogień japońskiego ciężkiego karabinu maszynowego. Duża dziura w skrzydle była widoczna z ulicy. Ludzie się gapili. Tymczasem pilotowi groził upadek w sam środek własnego miasta z całym ładunkiem bomb uczepionych pod skrzydłami. Zaczął tracić panowanie nad samolotem. Wziął kierunek na puste pole wyścigowe, by tam zrzucić ładunek. Ale wiatr szalejący tego dnia nad miastem porwał bomby i prasnął nimi w ulice. Pilot wyrównał i odleciał.

Bomby wybuchły w samym środku skrzyżowania ulic. Miejsce to jest zwykle bardzo przeciążone ruchem, a w dniu krytycznym było w ogóle nie do przebycia. Codziennym obrazkiem jest osiem rzędów rozpędzonych samochodów i falujące mrowisko ludzi – do tego dodajmy tysięczny tłum uchodźców stłoczony na jezdni i chodnikach! Nic dziwnego, że pokłosie wyniosło 445 trupów i 828 ciężko rannych. Kilkadziesiąt samochodów spłonęło razem z nieszczęśliwymi pasażerami i kierowcami[3].

16 sierpnia

Dziś o godzinie 21 Chińczycy wystrzelili torpedę na japoński krążownik Izumo. Korzystając z ciemności nocy, mała łódź podpłynęła dość blisko celu. Jednak brak odpowiedniej wyrzutni oraz zdenerwowanie załogi spowodowały, że torpeda chybiła wybuchając opodal krążownika. Jest to drobny epizod wojny, ale takie właśnie epizody denerwują napastnika, dając mu coraz wyraźniej do zrozumienia, że dzisiejsze Chiny nie są tak bezkarnie łatwe do zagarnięcia, jak Chiny z roku 1932. Żołnierz chiński jest już uświadomionym patriotą, walczącym o niepodległość swojej ojczyzny.

17 sierpnia

Ewakuacja. Ze względu na spokój pracujących mężów i komfort dam angielskich, przenoszą je wraz z dziećmi do Hong Kongu. Szanghaj nie ma gazu. Obiady można gotować na elektryczności. Tramwaje i autobusy nie chodzą. Benzyna jest na wyczerpaniu. Ceny produktów wzrosły o 25%. Monety obiegowej jest bardzo mało, gdyż  banki chińskie są zamknięte na kilka dni ze względu na nieuzasadnioną panikę i ucieczkę od dolara, który nadal stoi mocno. Większość biur prowadzi normalną pracę, tylko życie domowe uległo zupełnemu przewrotowi i popłoch zrodzony na skutek wypadku bombowego ogarnął całe społeczeństwo koncesji. Każdy niemal widzi siebie pokrajanego w kawałki przez dzikiego Chińczyka. Koszmar wojny bokserskiej pokutuje dziś jeszcze wśród ludzi, którzy korytarzem wygodnego samochodu przesuwają się co dnia między biurem, a domem ultra europejskim, nie ocierając się nawet o egzotyczny tłum ulicy.

Ten tłum dzisiaj bezdomny i głodny, pod skwarem sierpniowego słońca wygapia się na samoloty, na spadajże bomby, jak ongiś na ulotki i sztuczne ognie. Grzechot karabinów maszynowych bawi ich na równi z salwami noworocznych petard. Żeby ktoś potrafił nauczyć ulicę, jak ma się zachowywać w czasie nalotów, nie byłoby rannych od ułamków pocisków artylerii przeciwlotniczej, co jest dziś najrealniejszym niebezpieczeństwem Szanghaju poza bombami, których trudno uniknąć, jak przeznaczenia.

 

19 sierpnia

Chwilowo jesteśmy niemal zupełnie odcięci od świata. Pozostaje jedynie komunikacja telegraficzna. Korzystam z uprzejmości znajomej Angielki, aby list ten przesłać do Hong Kongu, skąd pójdzie normalnie pocztą.

 

[1] Obecnie Peace Hotel.

[3] Według relacji historyków w zdarzeniu tym zginęło ponad 3.000 ludzi.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments