ŁW: Mija właśnie dziesięć lat od premiery Afryki Kazika, mojej pierwszej książki dla dzieci. Gdy ją pisałem, byłem podekscytowany, bo spełniałem w pewnym sensie moje marzenie z dzieciństwa, to o byciu pisarzem, ale wydawało mi się jednocześnie, że będzie to jednorazowy wybryk, książka się ukaże, wrócę do swoich zajęć. Minęło dziesięć lat, a ja pracuję nad kolejną, ósmą już powieścią przygodową dla dzieci. Gdybyś mnie spytała, jak to się stało, odpowiedziałbym szczerze: „nie wiem”.
MM: Prawie wszystkie historie, które opisujesz, wydarzyły się naprawdę.
ŁW: Tak, to moja recepta na książkę dla dzieci. Odkryłem ją przypadkowo, a może podpowiedziała mi ją intuicja, ten głos, który rozlega się czasem w mojej głowie? Napisałem Afrykę Kazika, bo czułem, że taka książka musi powstać. Dopiero potem usłyszałem, że to strzał w dziesiątkę, bo w świecie wszechobecnej fikcji prawdziwa opowieść, coś, co wydarzyło się naprawdę… staje się szalenie atrakcyjne. Tego samego dowiadywałem się od dzieci. Opowiadałem im o przygodach Kazika, a one po wszystkim pytały: „I pan twierdzi, że to się wydarzyło naprawdę?! Ale czy naprawdę naprawdę?”. Dziadek i niedźwiadek to był drugi krok w tym samym kierunku. Też udany, choć nim książka się ukazała, słyszałem czasem: „a po co dzieciom opowiadać o II wojnie światowej?”. Okazało się, że można. Myślę, że te dwie książki przetarły szlak kolejnym, być może także podobnym książkom innych autorów. Ja sam zacząłem wykonywać zawód, który niejako sam sobie wymyśliłem. Stałem się specjalistą od popularyzacji zapomnianych historii.
(z rozmowy z Małgorzatą Matysek w Mammazine nr 3)