Zawitaliśmy wczoraj do naszej ulubionej smażalni ryb. Czekając na porcję mintaja mimo woli wsłuchałem się w plastikowe dźwięki dobywające się z karczmianego radioodbiornika. Przyjrzałem się młodzieży skupionej wokół automatów do gry i nagle, gdzieś z tyłu głowy rozbrzmiała cudowna muzyka, której ci młodzi pewnie nigdy nie usłyszą. I przypomniałem sobie gorycz, którą czułem, gdy z radia FAN przepędzono redaktorów i ustawiono w studiu komputer.
Czy usłyszą piękny głos Yungchen Lhamo? Czy zatańczą do muzyki, przy której bawią się mieszkańcy Karaibów lub tej, która rozbrzmiewa na kręgu polarnym w wiosce świętego Mikołaja?… Najprawdopodobniej nie. Nie dlatego, że sobie tego nie życzą. Ktoś tak za nich zdecydował.
Gramy to, czego ludzie chcą słuchać – odpowie zadowolony z siebie kierownik anteny, po czym przepełniony wiarą w moc wskaźników i słupków wypełni znów eter muzycznym styropianem. Wiecie, w jaki sposób poznał wasz gust muzyczny? Przedstawił reprezentatywnej grupie wybór „próbek muzycznych”. Podoba się? Nie? Wyniki testów przetrawił komputer, wskazał, jak długa powinna być piosenka, czy lepiej, gdy śpiewa pan, czy pani… Ułożyć playlistę? Bardzo proszę! Na tym kleiku wyrośnie nowa generacja uśrednionych słuchaczy, za jakiś czas poddamy ją kolejnej analizie…
W oczekiwaniu na smażonego mintaja pojąłem, że to nie bezduszny komputer winien, a ludzie, którzy go programują. I znowu poczułem tamtą gorycz. I zrozumiałem, że gdy kiedyś dzieci spytają mnie o radio, wspomnę ze wstydem bezmyślne pokolenie, które sprawiło, że radio przestało być sztuką…
30 kwietnia 2009 roku