Menu
Aktualności

Wspomnienie 3 LO na 100-lecie

To był zaszczyt, ale też i ogromna frajda, że mogłem opowiedzieć o podróży Leona Mroczkiewicza i Tadeusza Perkitnego uczniom, nauczycielom i gościom 3 LO podczas obchodów 100-lecia szkoły. Tu właśnie Leon i Tadeusz się poznali. W 1912 roku. Wówczas było to niemieckie Gimnazjum Fryderyka Wilhelma. Dokąd zawiodła ich przyjaźń i szalone pomysły? Tego dowiedzieć się możecie z książek Perkitnego lub z mojej powieści Wokół świata na wariata.
Frajda i wzruszenie były tym większe, że 3 LO to jednocześnie „moje” liceum!

MOJE WSPOMNIENIE

Rydwan czasu pomyka. Ani się obejrzy. By przywołać wspomnienia z 3 LO w Poznaniu, muszę zatrzymać go w pełnym galopie, zawrócić i pokierować… trzydzieści trzy lata wstecz.

Był rok 1989. Czas przemian. Również w moim życiu.
Pierwsze wspomnienie to lekcja koleżeństwa i przyjaźni. Nowi koledzy nie byli już znanymi od zawsze „kumplami z osiedla”. Jak odróżnić tych, na których mogę polegać od tych, którzy mają swoje, być może kompletnie mi obce, pomysły na życie? Odnaleźć się w labiryncie nie było łatwo. Bywało, że przyjaciele oddalali się z dnia na dzień, a wsparcie przychodziło z najmniej oczekiwanego kierunku.
Drugie niezatarte wspomnienie to muzyka, której wówczas uczyłem się słuchać i wyprawy na ulicę Gołębią. Znajdował się tam punkt, w którym kilku spryciarzy za opłatą wypożyczało płyty CD lub przegrywało je na kasety magnetofonowe. Na stole leżała plastikowa teczka z alfabetycznym spisem. Pamiętam ekscytację, gdy ujrzałem w nim Amarok. Płyta Mike’a Oldfielda zawierała 60 minut i 3 sekundy muzyki, ale dała się pięknie podzielić na dwie strony 60-minutowej kasety. Zajechałem już tamte taśmy na śmierć, ale Amarok w wersji CD i winylowej stoi na honorowym miejscu na półce… jak wiele innych płyt, które poznałem w licealnych czasach.

Mike Oldfield "Amarok"

Dlaczego wspominam wypożyczalnię płyt i Amarok, a nie nauczycieli i budynek przy Strzeleckiej?

Uczyłem się w klasie mat-fiz. W moim przypadku znaczy to, że na polskim jako jeden z nielicznych potrafiłem wskazać podmiot liryczny, na fizyce zaś bardziej zgadywałem wynik, niż obliczałem. Zapamiętałem jednak pojęcie constans. Coś niezmiennego.
Często naszą uwagę przykuwają rzeczy nowe, niespodziane, wymykające się rutynie dnia, tego zaś, co niezmienne nie zauważamy.
Lekcje, zadania domowe, ustne odpowiedzi stanowiły niezależny ode mnie świat, w który wszedłem zjawiając się w 3 LO, który trwał jednostajnie (a przynajmniej takie miałem wrażenie) przez cztery lata i który po maturze zostawiłem za sobą. I tak, pstryk, uwiecznił się w moich wspomnieniach. Uwiecznił się mocno.
Nie zdziwiłbym się, gdybym dziś wmaszerował do Trójki i na wejściu spotkał profesor Talarczyk, nauczycielkę rosyjskiego, a ta poprosiłaby mnie, bym wyrecytował czytankę „o gastinicy”. Byłoby dla mnie czymś równie naturalnym, gdyby podeszła do mnie profesor Jurkiewicz i spytała, czy doczytałem wreszcie, kiedy Boryna zadurzył się w Jagnie. Profesor Framski w białym fartuchu podbiegłby i zagadnął ze swym szatańskim uśmiechem, czy w równaniu chemicznym (w miejscu, w którym zapomniałem zapisać symbol potasu) miałem na myśli „zdechłe krokodyle w wannie sąsiada”. A potem podałby mi probówkę i kazał mieszać, mrucząc „odsunę się, bo to niebezpiecznie doświadczenie”.
A gdybym wpadł na Rafała Rożka, matematyka i wychowawcę?
W pamięci licealisty dominują zazwyczaj zdarzenia błahe i zabawne. Te istotne i doniosłe schodzą na plan dalszy wobec chwil radości i uciechy. Dlatego być może pierwsze związane z wychowawcą wspomnienie to moment, w którym przyszedł „na zastępstwo” jako praktykant, siadł w ostatniej ławce, przysłuchiwał się chwilę naszym zmaganiom z „granicą funkcji w punkcie według Cauchy’ego”, spuścił głowę i zaczął przysypiać. Wtedy nas to bawiło. Dziś wiem, że z dwójką małych dzieci w domu człowiek funkcjonuje jak zombie.

A gdy już się Rafał obudził, usłyszał, że obejmie wychowawstwo w naszej klasie. I to był początek sporej przygody.

Jedną z pierwszych rzeczy, którą zorganizował, był seans filmowy. W tamtym czasie nie było to takie proste. Musiał wypożyczyć z dyrektorskiego gabinetu magnetowid, telewizor i zdobyć kasetę VHS z kopią Stowarzyszenia umarłych poetów, a potem tak wszystko w planie poukładać, byśmy mogli poświęcić na film dwie godziny lekcyjne. Widzieliście Stowarzyszenie? Polecam. Opowieść o wsłuchiwaniu się w swój wewnętrzny głos, podążaniu za nim… i ryzyku, jakie czasem się z tym wiąże.

Bywa, że w wieku piętnastu, szesnastu, siedemnastu lat… słyszymy ten głos, ale pojęcia nie mamy, dokąd nas prowadzi. Jak odróżnić, które z marzeń są autentyczne, a które podpowiada moda lub pragmatyzm?

Gdybyście poprosili mnie o jakąś wskazówkę, doradziłbym czujność. Każdego dnia jadąc do szkoły bądźcie gotowi na wszystko… bo to może być właśnie ten dzień, w którym coś przykuje waszą uwagę i odnajdziecie ścieżkę własnej przygody.
Antonio Machado powiada: „Zważ podróżniku, bo nie znajdziesz drogi, a jedynie ślady wiatru na wodzie.”
Ruszajcie śmiało!
Trzymam kciuki!

Łukasz Wierzbicki

(tekst powstał w odpowiedzi na prośbę Zuzanny, uczennicy 3 LO, w 2018 roku
i został uaktualniony w listopadzie 2022 roku z okazji Jubileuszu 100-lecia szkoły)

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
PawelBe
1 rok temu

Dziekuje. Przenioslem sie w tamte czasy i nie chce sie wracac. Az sie nie chce wierzyc, ze juz wtedy istnial podmiot liryczny i ktos, kto go wskazywal.