Drodzy młodzi Czytelnicy!
Niektórzy z was dziwią się czasem (wcale nie tak rzadko), że Łukasz Wierzbicki, autor książek o Kaziku i niedźwiadku, „jeszcze żyje”. Nie mogę mieć Wam tego za złe. Uczycie się przecież w szkołach o pisarzach, którzy od dawna nie żyją, a napisane przez nich książki, które znajdujecie w bibliotece… są stare, pożółkłe i pokryte kurzem.
Tak, wiele pięknych powieści powstało dawno temu. Ale obecnie, w czasach smartfonów i kina 3D, powstają książki z papieru. Mają okładki, kolorowe ilustracje, czasem są śmieszne, a czasem straszne. Zdarza się, że drzemie w nich niezwykła moc i prawdziwa magia.
Jeśli jesteście ciekawi, jak to się dzieje, posłuchajcie, jak powstawała moja książka zatytułowana Wyprawa niesłychana Benedykta i Jana…
◊ ◊ ◊
Najpierw jest historia. Bo książka powinna opowiadać historię.
Nigdy nie zostałbym autorem książek, gdybym nie odnalazł ciekawych historii i gdybym nie poczuł, że muszę je opowiedzieć…
Muszę też czuć, że będzie to moja opowieść i nikt inny nie odda jej tak jak ja.
Lubię wyzwania, kocham konie, jeździłem konno po Mongolii, zatem… do dzieła!
Gdy piszę książkę historyczną, choćby była to książka dla dzieci, staram się poznać jak najlepiej świat, który chcę opisać. Dlatego przeczytałem wieeeelką górę książek o Mongolii.
Potem siadam, biorę długopis do ręki i zaczynam pisać. Tak, znacznie lepiej pisze mi się ręcznie, na kartce, niż za pomocą klawiatury laptopa. I gdy spiszę przygodę, poprawiam, skreślam, dopisuję i poprawiam znów, raz, drugi, trzeci, dziesiąty, ufff… wreszcie jest dobrze.
Gdy historia spisana, trzeba znaleźć zdolnego malarza, który przygotuje ilustracje.
Ja znalazłem. Wojtek uwielbia malować i robi to wyśmienicie!
Każda z ilustracji wymaga wiele pracy. Trzeba wyobrazić sobie scenę, sprawdzić w źródłach, książkach, na zdjęciach, jak mogła wyglądać, a potem naszkicować ją, wypełnić kolorami…
Wszystkie rozdziały spisane i ilustracje namalowane!
Teraz do akcji wkraczają „pierwsi czytelnicy”, którzy czytają, oglądają, sprawdzają i doradzają, co według nich należałoby poprawić.
Gdy już poprawki „pierwszych czytelników” naniesione, do akcji wkracza Joanna, czyli pani Wydawca, która w każdą książkę wkłada mnóstwo serca…
Pani Wydawca organizuje całą dalszą pracę. Najpierw prosi o pomoc panią Redaktor i panią Korektor, które czytają uważnie każde słowo, sprawdzają, czy wszystko jest zrozumiałe, czy nie ma błędów, czy nie brakuje przecinków…
Następnie do pracy zabiera się Janusz, czyli pan Składacz.
Przy pomocy programu komputerowego strona po stronie umieszcza ilustracje w tekście, dodaje tytuły rozdziałów, numery stron, spis treści, układa napisy i obrazki na okładce.
Poskładaną książkę pan Składacz wysyła do drukarni.
Pan Drukarz sporządza próbne wydruki i przysyła je do sprawdzenia.
Trzeba obejrzeć, czy obrazki są dość kolorowe i czy wszystko wygląda jak powinno.
Skoro wydruki się podobają, pan Drukarz uruchamia wielką maszynę, która drukuje, tnie, oprawia.
Wreszcie paczki z gotowymi książkami lądują na samochodzie i pan Dostawca wiezie je do hurtowni.
Gdy księgarz zamówi książkę, ta wędruje z hurtowni do księgarni i czeka na półce, aż ktoś weźmie ją do ręki.
Co się dzieje dalej? Mam nadzieję, że wkrótce sami mi opowiecie…
◊ ◊ ◊
MYŚLAŁAM, ŻE TO ŁATWIEJ
Zwijałem kable i pakowałem rekwizyty po spotkaniu z dziećmi. Podeszła dziewczynka.
– A co trzeba zrobić, by wydać książkę?
– To skomplikowana sprawa – odparłem. – Najpierw trzeba znaleźć ciekawy temat i postarać się opisać wszystko jak najlepiej, następnie rysownik maluje ilustracje…
– E, tam. Myślałam, że to łatwiej – przerwała mi, machnęła ręką i poszła sobie nie czekając na ciąg dalszy odpowiedzi.
Tak często, coraz częściej wydaje nam się, że rzeczy powinny dziać się same, że to, czego pragniemy powinno przychodzić łatwo, bez kłopotu i wysiłku.
Ludzie stale szukają skróconych dróg do szczęścia. Ale nie ma skróconych dróg – powiedział swego czasu pisarz Ernest Hemingway.